Dzień 2 z Kenmare (Templenoe) do Caherdaniel (37 km)

Dzień 2 z Kenmare (Templenoe) do Caherdaniel (37 km)

Pobudka wcześnie rano. Jest świeżo i jeszcze nie pada. Porządna owsianka i ruszamy w trasę. Już po chwili zdziwieni docieramy na szlaku do bramy z napisem „Keep Away – Trespassing Prohibited”. Zadziwiające jest to wybrzeże Irlandii – teren jest naznaczony i podzielony na parcele – każdy chce być właścicielem kawałka ziemi nawet w górach. Kerry Way została specjalnie przystosowana dla trekkerów i na każdym płocie znajduje się drewniana lub metalowa drabina – mimochodem przechodzimy przez setki takowych w ciągu tych pięciu dni. Gdybym zliczył wszystkie te stopnie to wyszłaby niechybnie wspinaczka na najwyższe piętro Empire State Building w Nowym Jorku.

Chcąc nie chcąc musimy ominąć wystawną posiadłość Dromore i powracamy na Kerry Road w okolicach Blackwater Bridge. Mijamy łąki, wrzosowiska, małe laski i po 19 kilometrach docieramy do miejscowości Sneem. To ważny węzeł wycieczkowy podróży samochodem na Kerry Road. Kiedy rozkładamy się w okolicy pomnika miejscowego bohatera – mistrza zapaśniczego Stephena Casey’a (Steve Casey – Wikipedia), co kilka minut wysypuje się z autobusu nowa grupa amerykańskich turystów. Robimy za ciekawe zjawisko porozkładani wokół monumentu z suszącym się namiotem, skarpetkami oraz odpalonym Jetboilem. W lokalnym sklepiku MACE Sneem kupujemy jabłka, wędlinę i pałaszujemy z rozkoszą zastanawiając się kiedy starsza pani z okienka domu przy pomniku zadzwoni na policję, żeby usunąć nas z drogi, a co najmniej obdarzy mandatem za zakłócanie porządku w miejscowości. Nic takiego się jednak nie dzieje – obowiązkowa fotka przy przepięknym skalistym wodospadzie, który przecina miasteczko na pół i ruszamy dalej!

Droga asfaltowa, więc kolejne kilometry pokonujemy dość szybko. Okazuje się finalna część dnia nazywa się „Butter Road” albo „Old Kenmare Road” – nazwa pochodzi o zabawnej historii, która twierdzi że droga ta była tak zła, że przewożący nią mleko mleczarze na jej końcu dowozili już masło, a nie mleko. Potwierdzamy! Dla urozmaicenia wędrówki miejscowy klub turystyczny przygotował atrakcję – w pewnej odległości od siebie i w odpowiedniej skali porozmieszczane zostały kule odpowiadające planetom – zaczynamy od Plutona, ale już przy Saturnie nie mamy dalej siły – zbliża się nocna burza – rozstawiamy się na zboczu tuż za kamiennym murem – to stare pastwisko. Burza nabiera na sile, słychać szum wody….. Uspokaja ale i ….

« of 16 »