Dzień 5 z The Old Man of Storr do Rubha Hunish (40 km)

Dzień 5 z The Old Man of Storr do Rubha Hunish (40 km)

Obudziło nas beczenie owiec w kompletnym, na szczęście, namiocie. Wiatr tylko trochę odpuścił, ale wielkie kamienie mocno trzymały linki tropiku nie pozwalając mu odlecieć. Nie bez problemów jednak złożyliśmy namiot, pilnując się mocno, aby nie porwało nam którejś z części i ruszyliśmy na ostatni odcinek szlaku.

Dzień zapowiadał się bardzo intensywnie – do pokonania zostało nam ze 40 km, przy czym większość przewyższeń całego szlaku przypadała na ten właśnie odcinek. Pogoda podobna do tej z poprzedniego dnia – silny wiatr, mgła, siąpiący deszcz. Trzeba to było jednak pokonać z podniesioną głową. Mieliśmy nadzieję, że Michał W. bezpiecznie dotrze samochodem do Duntulm, aby odebrać nas na koniec dnia.
Powoli i mozolnie pokonywaliśmy kolejne wzgórza. Wiatr nie odpuszczał, był na tyle silny, że musieliśmy przywiązać pokrowce przeciwdeszczowe do plecaków, aby nam nie odleciały. Szkocja zazdrośnie strzegła przed nami swoje najpiękniejsze krajobrazy, otulając nas gęstą chmurą, z której co jakiś czas padał deszcz. Dopiero około południa nieco się rozpogodziło i zobaczyliśmy piękną panoramę północnej części wyspy. Warto było czekać!

Około 15:00 dotarliśmy do parkingu przy wejściu na szlak do The Quiraing, gdzie mieliśmy wreszcie możliwość odpocząć i zjeść coś konkretnego. Zamówiłem w foodtrucku burgera z jagnięciny i kubek zupy, chłopaki zjedli liofilizaty. Parking był pełen ludzi, nic dziwnego, 7-kilometrowa pętla w Quiraing należy do najbardziej widowiskowych szlaków na wyspie, wysoko na tutejszej liście TOP10. O ile więc trasa z The Old Man of Storr była praktycznie pusta, tu roiło się od turystów – starsza para z Polski, która koniecznie chciała zobaczyć sławne skały Quiraing, Azjaci, którzy filmowali wszystko dronem, osoby w lepszej i gorszej kondycji… Nie przeszkadzało nam to jednak w delektowaniu się widokiem strzelistych surowych skał i cudownej panoramy. Nic dziwnego, że działają one jak magnes!

Ten wspaniały moment trwał jednak tylko półtora godziny, kiedy to zeszliśmy do drogi prowadzącej wschodnim brzegiem wyspy. Na szczęście szlak biegł wzdłuż ulicy zaledwie około kilometra, po czym skręcił na wschód, w stronę wybrzeża, i tamtędy prowadził do Rubha Hunish. Co chwila pokonywaliśmy jakiś płot, przechodząc z jednego pastwiska na drugie. Gdzie się nie obejrzeliśmy widzieliśmy uciekające przed nami króliki. Pogoda zaczęła się znowu psuć: nie wiało co prawda tak mocno, ale co chwilę padał deszcz, od czasu do czasu nawet bardzo mocno. Jakieś 5 kilometrów przed końcem szlaku naszła nas chwila zwątpienia – krajobraz pozostawał niezmienny – „już chyba wszystko widzieliśmy?” – doszliśmy więc do wniosku, że zejdziemy ze szlaku i poprosimy Michała o odebranie nas. Nie uszliśmy jednak 100 m, kiedy Karol stwierdził, że nie możemy się teraz poddać – umowa była na całą 130 kilometrową trasę, więc zawróciliśmy na pięcie i kontynuowaliśmy szlak do Rubha Hunish.
Opłacało się i to bardzo! Na miejsce dotarliśmy około 19:00. Okazało się, że punkt widokowy Rubha Hunish to mała chatka z dwiema izbami i malutką kuchnią oraz pryczami dla 3-4 osób! Michał Z. zapalił się do nocowania tam, ale nie musiał nas długo przekonywać do tego pomysłu: doszliśmy do wniosku, że to jest miejsce, gdzie chcielibyśmy spędzić ostatnią noc treku. Zadzwoniliśmy po Michała, prosząc aby wziął ze sobą wodę – wszystkie nasze zapasy wypiliśmy po drodze. Karol marzył o piwie, ale nie miał serca prosić Michała o targanie na górę jeszcze dodatkowych butelek. Michał dotarł do chaty tuż po godzinie 20tej. Wyciągnął butlę wody oraz 4 piwa (!), czym zasłużył na gorące brawa i łzy w oczach Karola.

Po kolacji mój organizm stracił większość zasilania, więc zwinąłem się w śpiworze i szybko odpłynąłem w objęcia Morfeusza. Jak przez mgłę tylko pamiętam pojawienie się czwórki Amerykanów i Karola, który zabawiał ich rozmową o wspinaczce skałkowej i podróżach po Europie. Kiedy dotarli w rozmowie do miejsca, że przyjechali tutaj aż spod Ben Nevisa, tylko po to, aby przenocować w chacie, ja spałem już w najlepsze. Mieli olbrzymiego pecha, nam dostały się prycze, oni zamiast romantycznej nocy mieli nocleg na podłodze … a my jutro kończymy nasz trek.

>