Dzień 3 z Kilmarie do Peinchorran (29 km)

Dzień 3 z Kilmarie do Peinchorran (29 km)

Obudziłem się rześki i wyspany. Tym razem mój śpiwór był adekwatny do warunków, nie to co w Norwegii czy w Niemczech, więc byłem bardziej niż gotów na do dalszej drogi. Chłopaki też byli w dobrej kondycji, więc zjedliśmy śniadanie, napiliśmy się kawy, posprzątaliśmy po sobie zgodnie z zasadą „leave nothing but footprints” i ruszyliśmy na drugi etap szlaku.

Tym razem towarzyszyło nam pochmurne niebo, co jakiś czas padał lekki deszcz i zaczęło wiać. Pogoda była więc znakomita do wędrówki. Nad Loch Slapin zobaczylismy pierwsze na trasie schronisko. Ciepłe i dobrze wyposażone wnętrze przyzywało, ale nie daliśmy się skusić na postój. Zostawiliśmy więc za sobą Loch Slapin i podążyliśmy w stronę Sligachan. Szlak wciąż był w miarę płaski prowadząc nas dolinami otoczonymi wspaniałymi łagodnymi wzgórzami. Michał W. zaczął narzekać na buty – chyba jednak nie były tak dopasowane, jak się wydawało, więc komfort wędrowania drastycznie mu spadł.

Z ulgą powitaliśmy więc zabudwania Sligachan. Jest to całkiem spory hotel oraz bar. W pobliżu znajduje się stary kamienny most oraz metalowa makieta pokazująca okoliczne wzgórza. Jako że mieliśmy już za sobą ze 25 km tego dnia, pomysł na odpoczynek i szklaneczkę piwa zyskał szybką i pełną aprobatę. Do szklaneczki przemiła kelnerka zaproponowała również po kieliszku szkockiej, okazało się bowiem, że bar ma w ofercie olbrzymi wybór whisky. Spróbowaliśmy więc mojego ulubionego Lagavulina 16YO oraz jakąś Dalwhinnie oraz korzystając z dostępności sieci LTE zamówiliśmy tasting tour w Taliskerze, którego zwiedzanie mieliśmy zaplanowane na piątek.

Czas odpoczynku minął jak z bicza strzelił, więc uzupełniliśmy zapasy wody i ruszyliśmy dalej. Szlak prowadził nas przez pole kempingowe obok hotelu do zatoki Loch Sligachan, a później jej brzegiem w stronę Peinchorran. Ponownie, nocleg znaleźliśmy na około 30 kilometrze etapu, na niewielkim wzgórzu, tuż obok małego wodospadu i z widokiem na zatokę. Wiatr był tego dnia nieco mocniejszy, dlatego na wszelki wypadek zabezpieczyliśmy szpilki namiotów okolicznymi kamieniami.

Głęboki na 2-3 metry wąwóz, którym płynął strumień całkiem dobrze chronił przed wiatrem, dlatego to właśnie tam przygotowaliśmy kolację. A po kolacji po kolei wykąpaliśmy się w zimnej wodzie. Może nie były to super komfortowe warunki, ale trzeba było zmyć z siebie te dwa dni wędrówki.
I znowu spałem jak dziecko. Trzeba odpocząć bo jutro epicki etap do the Old Man of Storr.

A tu nasz dziennik z dnia trzeciego: