Chęć połączenia wakacji rodzinnych z naszą pasją górską zaprowadziła nas tym razem na Wyspy Kanaryjskie, a konkretnie na Teneryfę. Miejsce z pięknymi plażami, różnorodną roślinnością, ciepłe i słoneczne mimo, że mieliśmy już kalendarzowy listopad, nad którym góruje najwyższy szczyt Hiszpanii El Teide (3718 m n.p.m.).
Niestety, pomysł zdobycia szczytu wulkanicznej góry musimy odłożyć – okazuje się, że wejście na wierzchołek jest limitowane licencjami, które są wyprzedane już na dwa miesiące przed naszą wyprawą! To samo dotyczy noclegów w schronisku Refugio Altavista (3260 m n.p.m.). Musimy więc zadowolić się wejściem na podszczyt – czyli mniej więcej na wyskość 3550 m n.p.m.
Nie opiszę tu całej historii naszej wycieczki i samej wyspy bo to naprawdę trzeba zobaczyć samemu. Niestety już pierwszego dnia Vowa z rodziną zostali okradzeni, a z ich z samochodu zniknęły bagaże wraz z paszportami – sprawna pomoc ambasady pozwala na wyrobienie dokumentów zastępczych, ale niestety w najbliższym polskim konsulacie czyli w Madrycie (sic!) więc na wulkan wspinamy się samotnie rodziną Maziukiewiczów. Teneryfa zainwestowała dużo w infrastrukturę – drogi dojazdowe z każdego miejsca na wyspie na płaskowyż pod szczytem są nowe i dobrze oznakowane. Dojazd na miejsce startu (parking pod kolejką linową) zajmuje około godziny. Można zaparkować na małym parkingu przed startem na szlak na Teide przez Montana Blanca, ale niestety jesteśmy za poźno i nie ma już wolnych miejsc, a pobocze nie nadaje sie do postoju bez ryzyka urwania podwozia na wulkanicznych skałach. Podjeżdżamy więc pod stację kolejki linowej i cofamy się pieszo 2 kilometry niebezpieczną wąską asfaltówką do początku szlaku. Około 11:30 czasu miejscowego stajemy na starcie. Pierwsze 4 kilometry to dość łagodne podejście na szczyt Montana Blanca (2748 m npm) szlakiem turystycznym numer 7. Dzielimy się na dwa zespoły – Patryk indywidualnie w słuchawkach na uszach z muzyka Eminema oraz ja z Dag i Marcelem zamykamy dość szeroko pochód. Dookoła fantastyczne widoki jak z filmów o Gwiezdnych Wojnach – skały, zółty, czarny i czerwony wulkaniczny piach, co jakiś czas magma zastygła w czarne, samotne kule (nazywane również Wulkanicznymi bombami). Chociaż nad morzem padał deszcz – tutaj mamy pełne słońce – jesteśmy wysoko ponad białymi chmurami. Na wschodzie widzimy szczyty gór z wyspy Gran Canaria oraz białe formy Obserwatorium Astronomicznego na szczycie Monatana del Cabezon (2395 m n.p.m.).
Mniej więcej na wysokości 2600 m n.p.m. zaczyna się strome skaliste podejście pod Refugio. Oddycha sie już trochę cieżko – zawartość tlenu na tej wysokości jest już około 10-15% mniejsza niż nad morzem. Po około 2 godzinach doganiamy zmęczonego Patryka, który odczuwa już brak prowiantu, który cały zostawiliśmy przy sobie :). Noga za nogą docieramy powoli do schroniska, a ja sprzedaję dzieciakom obietnicę gorącej czekolady i ciasteczek – niestety schronisko dysponuje tylko automatami na napoje, a my mamy tylko 3 EUR w monetach więc starcza na jedną paczkę Kit Kat’ów 🙂 Nie odpoczywamy zbyt długo, bo nie chcemy ryzykować, że nie zdążymy na ostatni wagonik kolejki linowej zjeżdzjącej na parking – podobno około godziny 16:00 czasu lokalnego. Ale dajemy radę – szybkie fotki ze szczytu, z którego pomimo uśpienia wydobywa się małą smużka dymu (pary wodnej?) i w cenie 3 biletów za 4 osoby (operator też musi zarobić, a to już nasze ostatnie 50 EUR w banknocie a kart na górnej stacji kolejki nie przyjmują) i już pijemy kawę w przyjaznej kafeterii na dole. Podobno po godzinie 17tej następuję zmiana gwardii patrolującej wulkan i można już spokojnie wejść „na dziko” z czołówkami, ale to tym razem przygoda nie dla nas. A już jutro będziemy się wspinać z Marcelem w skałach w Arico Viejo pod czujnym okiem Stefana ze szkoły El Ocho.
Teneryfa to fantastyczna lokalizacja wspinaczkowa i trekingowa. Z łatwością można połączyć wiele smaków – jest tu coś dla miłośników morza i sportów wodnych, jak i wysokich gór i wycieczek po lasach. Pogoda prawie zawsze dopisuje więc nawet zimą można zrobić wypad na weekend czy tydzień w górach i na plaży. Gorąco polecamy!
A na zakończenie jak zwykle nasza galeria oraz link do trasy na stronie Wikiloc: