Rano docieramy do Øvre Årdal na długo przed spodziewanym autobusem. Mamy czas na małe zakupy spożywcze w sklepie (kupujemy oczywiście jabłka :)) oraz partyjkę Tides of Time.
Niestety, transfer do Oslo zabiera nam aż 6 godzin więc w hostelu – http://www.ankerhostel.no/en/ meldujemy się dopiero w okolicach godziny 16-tej. W autobusie kierowcą jest Pan Zbyszek, Polak, ale chyba od kilku lat w Norwegii bo włada płynnym norweskim. Siedzimy obok dwóch nastolatek, które non-stop operują komórką i w trakcie całej podróży poszukują pokemonów. To chyba globalna plaga, bo w Oslo widzimy chyba tysiące ludzi, w każdym wieku, gapiących się w ekrany swoich smartfonów.
Oslo zaskakuje nas kilkakrotnie. Po pierwsze swoja multikulturowością. Na każdym kroku widzimy Arabów, Romów, Azjatów, Afrykańczyków – każdy z nich wydaje się znajdować tutaj swoje miejsce, mają specjalne sklepy typu Hijab Hus Islamic Fashion czy tematyczne restauracje. Z drugiej strony Oslo wydaje się być miastem bardzo czystym i bezpiecznym. Przez dwa dni nie spotykamy żadnego policjanta na służbie. Jest to aż zadziwiające – zwłaszcza, ze Oslo to przecież stolica.
Wieczór spędzamy na błąkaniu się po mieście. Chcemy zobaczyć Karl Johanns gata – najbardziej popularną ulicę miasta, przez którą rzeczywiście przelewa się ludzka masa. Zwiedzamy nowoczesną dzielnice mieszkaniowa Aker Brygge, gdzie sprytnie zaadaptowano nadbrzeże. Luksusowe mieszkania, drogie restauracje i wszechobecne rzeźby nawiązujące w tematyce do właśnie tu umiejscowionego muzeum sztuki nowoczesnej Astrup Fearnley. Kolacje jemy w restauracji Rorbua – przystawka z melanżem miejscowych przysmaków – renifer, wieloryb, suszony dorsz, łosoś a na główne danie gulasz z łosia i renifera oraz łosoś. Cena 1,000 NOK, ale warto było spróbować. Wychodzimy zadowoleni i objedzeni. Wracamy w okolice zamku królewskiego i parku zamkowego (Slottsparken) by w strumieniach deszcze biec do hostelu na nocleg. Jutro mamy czas na prawdziwe zwiedzanie.
Ostatni dzień rozpoczynamy od nabycia karty turystycznej Oslo Pass, która daje nam darmowe wejścia do wszystkich muzeów w Oslo jak również zapewnia darmowy transport. Skrupulatnie korzystamy z okazji podróżując w ciągu dnia metrem, autobusem, promem oraz tramwajem. To chyba wszystkie środki lokomocji dostępne w mieście wikingów.
Naszą pierwszą atrakcją jest znajdująca się na obrzeżach skocznia narciarska oraz muzeum narciarstwa Holmenkollen. Po półgodzinnym oczekiwaniu udaje nam się dostać na platformę widokowa. Nie korzystamy ze zjazdu tyrolskiego, bo 600 NOK za minutę czy dwie zjazdu to jednak sporo, ale mimo to widoki osładzają nam trudy oczekiwania. Widzimy cale Oslo wraz z przynależącymi doń wyspami i fiordem. Mało kto słyszał, że górze pod skocznią znajduje się jeden z najważniejszych obiektów militarnych czasu zimnej wojny – bunkier dowództwa europejskiego NATO w czasie ew. wojny z ZSRR, który funkcjonował do 1986 roku.
W drodze powrotnej spotykamy przemiła Niemkę, której buty trekkingowe zwracają nasza uwagę, a które wyglądają na znacznie lepsze niż nasze Meindle. To brand szwedzki – Lundhags, bardzo popularny w Skandynawii. Dodatkowo dostajemy namiary na wspaniała wycieczkę do Laponii – 5 dniowa wycieczka zaprzęgiem psów husky wraz z oglądaniem zorzy polarnej – www.harriniva.fi
Po Holmenkollen zwiedzamy park Vigelandsparken z ponad setka rzeźb Gustava Vigelanda – najpopularniejszego rzeźbiarza norweskiego. Trochę smutno jest obserwować tak wielu młodych ludzi szukających pokemonów, nie zwracających uwagi na wspaniałe rzeźby – to znak naszych technologicznych czasów.
Po parku mamy wizytę w zagłębiu muzealnym. Zwiedzanie zaczynamy od muzeum Fram – statku zbudowanego przez wybitnego podróżnika z Norwegii, Fridtjofa Nansena, który brał udział w trzech najważniejszych ekspedycjach na oba bieguny ziemskie, a z pokładu którego Roald Amundsen rozpoczynał swoja wyprawę na podbicie bieguna południowego w 1911 roku. Na deser pozostaje nam wyprawa tratwami Kon-Tiki oraz Ra, gdzie poznajemy życie i przygody kolejnego wybitnego Norwega, Thora Heyerdalla, który wbrew otoczeniu zdobył się na dwie szaleńcze wyprawy, obie uwiecznione sukcesem – udowadniając tym samym, ze podróże międzykontynentalne mogły odbywać się również w czasach starożytnych.
Promem wracamy do centrum Oslo i przy Roald Amundsen gate wcinamy zupę rybna oraz burgery a la Amundsen. Wycieczkę po Oslo kończymy zwiedzając Akershus Festning, spektakularny dach opery narodowej oraz sztuczna plażę Sorenga Sjobad – gdzie podobnie jak na Aker Brygge miejscowi radni odświeżają morskie nadbrzeże nową zabudową mieszkalną. Zwiedzanie Oslo uwieczniamy na licznych fotkach.
Norwegię zostawiamy następnego dnia rano. Transfer do Rygge mamy o godzinie 04:00, bo samolot jest naprawdę wcześnie. Kraj jest przepiękny. Trek wspominamy bardzo dobrze, niestety Skandynawia po raz kolejny pokazuje nam, że jest wietrzna i deszczowa. W tym kontekście szwedzki szlak Kungsleden musi chwilę poczekać. Czas na zmianę klimatu i naszą pierwsza wizytę w Niemczech. Schwarzwald – anno domini 2017.