JOTUNHEIMEN
Wracamy do Skandynawii! Wizyta na Węgrzech dała nam mocno w kość. Temperatury w okolicach 40C były nie do zniesienia no i ponowna perspektywa noszenia 4 kilogramów wody w plecaku przypieczętowuje naszą decyzję. Norwegia od dawna była na naszej liście, a ponieważ cała jest piękna mamy mały problem z wyborem kierunku. Ostatecznie wybór pada na Jotunheimen National Park – krainę miejscowych olbrzymów z najwyższym szczytem kraju Galdhøpiggen (2,469 mnpm).
Podróż rozpoczynamy Ryanairem z Warszawy do Rygge – taniego lotniska godzinę jazdy autobusem od Oslo. Niestety w samolocie nie siedzimy razem, ale Karol poznaje historie Magdy i jej syna Kornela, którzy odwiedzają swojego męża i ojca w Norwegii. Małżeństwo na odległość od 5 lat – typowe dla naszego pokolenia Polonii na dorobku. „A wiesz zmieniliśmy samochód, mam nowego Samsunga, a Kornel – no nie pamięta za bardzo taty bo przecież przyjeżdża tylko 2 razy do roku. Jest ciężko. Mieszka z czwórka innych robotników budowlanych w małym pokoju no bo inaczej się nie da…” Syn wierci się non stop. Na chwile udaje się go uspokoić grą na telefonie komórkowym, ale po 5 minutach z powrotem wali noga w siedzenie. Na szczęście zanim pasażer z przodu traci cierpliwość lądujemy i niestety pierwsza niemiła niespodzianka. Karol traci apteczkę, którą wcześniej źle zamocował w kieszeni bocznej plecaka.
W Oslo czekamy chwilę na transfer autobusu do Gjendesheim – naszego punktu startowego. Wizyta w sklepie otwiera nam szeroko oczy. Wszystko jest na prawdę drogie. Zwykła woda kosztuje tutaj 35NOK czyli 16PLN. Zwracamy uwagę na śpiąca dziewczynę w ciąży o ciekawej Azjatyckiej (?) urodzie, która jak się później okazuje jedzie razem z nami aż do stacji końcowej. Autobus jest prawie pełny i następne 5 godzin musimy poświęcić na transfer. Samochód jest wyposażony luksusowo. Toaleta, a dodatkowo każde stanowisko ma gniazdko do ładowania telefonów oraz WiFi. Niestety przed samym Gjendsheim zaczyna padać deszcz i po wypakowaniu plecaków decydujemy się na zakup miejsca w schronisku.
Załadowani w dormie idziemy próbować nowy wynalazek Krzyśka – maszynkę do gotowania na spirytusie zrobioną z konserwy. Niestety alkohol wypala się za szybko więc próba okazuje się mało udana. Poznajemy parę Szwedów, którzy wyjaśniają nam dlaczego w Szwecji nie ma aż tylu ciekawych tras na trekking i że ze Sztokholmu jest naprawdę blisko do Norwegii.
Schronisko jest pełne – gramy w Jaipura, próbujemy ciekawą lokalna wódkę na rozgrzewkę przed trekiem następnego dnia i w końcu dojrzewamy do decyzji, ze nie przyjechaliśmy tutaj na wczasy pod gruszą. Trzeba byś twardym – podejmujemy decyzję, że namiot wzięliśmy po to, by jednak w nim spać. Niestety schronisko nie chce nam zwrócić kosztów, ale mimo to decyzja jest już podjęta. Rozbijamy się na wzgórzu razem z kilkoma innymi namiotami. Trudno jest znaleźć w miarę płaski teren, ale w końcu się udaje. Komary odstraszamy repellentem, no i żadnemu nie udaje się dostać do środka namiotu. Wieczór wita nas cudowna tęczą. Zapadamy w trudny sen – w namiocie nie jest dość ciemno. Noc jest w miarę jasna a dodatkowo wnętrze namiotu jest żółte co rozjaśnia jeszcze bardziej widoczność. W nocy pada co chwilę, ale liczymy na poprawę następnego dnia. Pogoda nas nie zawodzi. Rano wstajemy w pięknym słońcu.
Przygodę z Norwegia czas zacząć. Dzień po dniu …
Mapka i link do dziennika poniżej ……
Data | Start | m n.p.m. | Finisz | m n.p.m. | Top | km | km/h | Ascent (m) | Descent (m) |
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
24 lipca 2016 | Gjendesheim | 990 | Russvatnet Lake | 1265 | 1744 | 22.7 | 2.95 | 1347 | 1071 |
25 lipca 2016 | Russvatnet Lake | 1744 | Spitterstulen | 1102 | 1692 | 25.6 | 2.87 | 858 | 1018 |
26 lipca 2016 | Spitterstulen / Galdhoppingen | 1102 | Kirkje Mountain | 1248 | 2475 | 20.8 | 2.59 | 1727 | 1616 |
27 lipca 2016 | Kirkje Mountain | 2475 | Skogadalsbøen | 845 | 1496 | 29.5 | 3.47 | 648 | 1051 |
28 lipca 2016 | Skogadalsbøen | 1496 | Øvre Årdal | 66 | 1282 | 23.7 | 3.23 | 706 | 1530 |
122.3 | 3.02 | 5286 | 6286 |