Ostatniego dnia schodzimy do Skogafoss, jednego z najbardziej rozpoznawalnych wodospadów na Islandii. Po drodze mijamy niezliczoną ilość innych wodospadów, ponieważ szlak prowadzi na sporym odcinku wzdłuż rzeki. Po drodze mijamy pasące się stada owiec no i ekipę z USA, która ma taki sprzęt, jakby wybierała się na zdobycie Mount Everest, a nie na jednodniową wycieczkę na lodowiec. Na końcu trasy podziwiamy olbrzymi wodospad. Cykamy fotki i jemy obiad w hotelu Skogafoss. Po godzinie z hakiem łapiemy autobus do Landeyjahöfn, gdzie czekamy na prom do Vestmannaeyjar. Ciekawostką jest wolny dostęp do WiFi we wszystkich autobusach.
Docieramy do Haimaey, największej wyspy z grupy Vestmannaeyjar. Od zejścia z promu wszędzie widzimy maskonury – drogowskaz z głową maskonura, wypchany maskonur na wystawie okiennej, tabliczka z numerem pokoju hotelowego, a nawet breloczek na klucz hotelowy mają na sobie maskonura. Wieczorem w restauracji Slippurin próbujemy steka z wieloryba oraz miejscowych drinków w czasie Happy Hour z dodatkiem lokalnych ziół.
Próba suszenia wkładek do butów na hotelowym grzejniku mało nie kończy się rozmontowaniem tegoż. Dodajmy, ze pokój hotelowy mamy w cenie schroniska przez mały błąd pani przy bookingu. Miłe było to, że po stwierdzeniu tego faktu w cale nie próbowała nas przekonać do dopłaty.
Zejście do Skogafoss.
