Żaden z nas jakimś wielkim fanem whisky nie jest, ale być Szkocji i nie zobaczyć destylarni? Na piątek, ostatni dzień naszej wyprawy, zaplanowaliśmy więc wizytę w jedynej destylarni na wyspie, Taliskerze. Na miejscu pojawiliśmy się około 10:00, więc do rozpoczęcia degustacji mieliśmy całkiem sporo czasu. W końcu jednak zegar wybił właściwą godzinę i przewodniczka zaprosiła nas do środka.
Cała grupa liczyła dokładnie 10 osób – oprócz naszej czwórki była para Niemców, para Włochów i para Belgów (?). Zaczęliśmy od opisu procesu suszenia jęczmienia, mielenia go na odpowiednie frakcje (miałem możliwość testowanie przemiału na podwójnym sicie) po czym przechodziliśmy przez kolejne pomieszczenia: produkcja słodu, fermentacja, destylacja z olbrzymimi alembikami, schładzanie destylatu w basenach z lodowatą wodą i magazyn, gdzie gotowy destylat leżakował w beczkach. Na pierwszym planie beczki oznaczone rocznikiem 1979 – na jesień ma z nich być butelkowana 40-letnia whisky.
Kiedy zakończyliśmy zwiedzanie części produkcyjnej, przewodniczka zaprowadziła nas do pomieszczenia, gdzie miała się odbyć degustacja. Przed każdym z nas stało 6 przykrytych szkiełkiem kieliszków z niewielką ilością alkoholu: czysty 70% destylat, Talisker 10 YO, Distillers Edition, 18 YO, Neist Point oraz Distillery Exclusive. Próbowaliśmy po kolei coraz droższych trunków i na bieżąco komentowaliśmy swoje spostrzeżenia. Dziewczyna z Niemiec wymiatała swoją wiedzą na temat whisky, próbowała chyba wszystkiego! My zaś świetnie się bawiliśmy, z każdym łyczkiem coraz lepiej. Najgorzej miał Karol – wieczorem chcieliśmy jechać dalej, więc tylko moczył usta.
W doskonałych humorach pożegnaliśmy się z przewodniczką i ruszyliśmy pod prysznic. Naprzeciwko destylarni jest bowiem płatny prysznic dla wszystkich turystów – 1 funt za 2 minuty gorącej wody. Od razu wrzuciłem więc dwie monety i były to najlepiej wydane pieniądze całej wycieczki 😊 Umyci i zadowoleni z życia udaliśmy się do The Old Inn na piwo i burgera. Jeden napój był oczywiście bezalkoholowy, więc kiedy kelner przyszedł z napojami zapytał najpierw „Who’s the driver?”, postawił bezalkoholowe przed Karolem, a następnie z komentarzem „piwo dla prawdziwych mężczyzn” rozdał nam pozostałe butelki. Z kolacją uwinęliśmy się dość szybko, chcieliśmy bowiem zajechać jak najdalej w stronę Edynburga, aby mieć rano jeszcze parę chwil przed wylotem na zwiedzenie miasta. Na nocleg wybraliśmy okolicę Tummel Bridge, niecałe 2 godziny od Edynburga. Nie dojechaliśmy do samego campingu, kilka kilometrów wcześniej znaleźliśmy bowiem znakomite miejsce na 2 namioty, tuż przy rzece. Do snu ukołysał nas szum wody. Czas na stolice Szkocji.