KUNGSDLEDEN
Droga Króla czyli Kungsleden to temat, który ciągnie się za nami od paru ładnych lat. Przekładany w czasie, w końcu trafia na naszą agendę w tym roku. A więc wracamy do Skandynawii!
Jak zwykle próbujemy wciągnąć nowych znajomych do naszej przygody. Niestety Vova, który dzielnie wspinał się z nami na Triglav ze względów służbowych nie może dołączyć, ale zamiast niego trafia się nam nie lada gratka: Michał, weteran wędrówek Harpagana, maratończyk, ex-harcerz, organizator życia polonijnego w Luksemburgu i ojciec czworga. Takiej okazji nie przepuszczamy i Michał dołącza do naszego teamu. Celem podróży oprócz samego przepięknego szlaku jest kolejny paciorek do naszej Korony Europy, czyli najwyższy szczyt Szwecji – Kebnekaise, który ze względu na swoje usytuowanie powyżej koła podbiegunowego jest zawsze zaśnieżony a jego wysokość ciągle się waha (na naszych GPS’ach 2,107 m n.p.m).
Ze Skandynawią jesteśmy już zaznajomieni więc dobór sprzętu jest prosty. Wiemy, że będzie zimno, wietrznie i mokro. Ciepły gruby śpiwór, trochę ciepłych rzeczy i jedzenie na całą wędrówkę wymagają sporego plecaka (mój miał pojemność 65+10l), no i tym razem obserwując prognozę pogody decydujemy się na raczki/raki na atak szczytowy. Z wielu komentarzy na grupie fejsbukowej poświęconej trasie, której jestem członkiem, wynikało, że niestety ale nawet w czerwcu lodowa pokrywa może nadal pokrywać zbocza Kebnekeise. Oznacza to dodatkowy kilogram do niesienia na plecach, ale trzeba być ubezpieczonym na każdą ewentualność!
Podróż rozpoczynamy oddzielnie – ja z Michałem Luxairem z Luksemburga, a Krzysiek Lotem z Warszawy. Od początku Michał imponuje determinacją. Na lotnisko o godzinie 4:30 dostał sie motocyklem, balansując ogromnym plecakiem na drodze do Luksemburga, ale za to parking ma darmowy!
W Sztokholmie lądujemy w niewielkim odstępie czasowym. Szybka zmiana terminali i czekamy na lot do Kiruny. Od razu na wstępie czeka nas trochę stresu. Samolot jest opóźniony z powodów technicznych, a cały transfer mamy przecież dopięty na ostatni guzik prawie co do minuty: na przesiadkę do Nikkaluokta Expressesen, czyli nasz bus do punktu startowego mamy tylko półtorej godziny. Całe szczęście lot do Kiruny jest pełny, więc podstawiony zostaje inny samolot, a nas zaskakuje fakt, że leci tam z nami około 200 osób, czyli dwa razy tyle niż pasażerów locie z Luksemburga. Kiruna to jednak największe miasto na północy Szwecji, z bogatymi złożami rudy żelaza i olbrzymią kopalnią, a poza tym następnego dnia mamy przecież skandynawskie święto Midsommer, więc wielu Szwedów wybiera się wraz z nami na turystyczny szlak.
Lądujemy na małym lotnisku w Kirunie. Jest tak małe, że nawet samolot wydaje się od niego większy. Szybki rzut oka na termometr przy czerwonawej hali wyjścia. Pogoda nas nie zawodzi. Wieje, pada drobny deszcz i jest osiem stopni. Chwilę czekamy na autobus. Dołącza do nas grupa Szwedów w ubraniach chyba prosto ze sklepu, a których też następnego dnia spotkamy na trasie. W końcu zjawia się bus, chwila niepewności, czy to na pewno ten co trzeba i …. rozpoczynamy wędrówkę po Szwecji.
Mapka i link do dziennika poniżej ……
Data | Start | m n.p.m. | Finisz | m n.p.m. | Top | km | km/h | Ascent (m) | Descent (m) |
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
21 czerwca 2018 | Nikkaluokta | 486 | Kebnekaise fjällstation | 688 | 688 | 19.0 | 4.40 | 456 | 263 |
22 czerwca 2018 | Kebnekaise fjällstation | 688 | Sälka | 827 | 2107 | 29.7 | 2.87 | 1899 | 1777 |
23 czerwca 2018 | Sälka | 827 | Keronbacken/Alesjaure | 811 | 1151 | 38.3 | 3.80 | 860 | 914 |
24 czerwca 2018 | Keronbacken/Alesjaure | 811 | Abisko-Turiststation | 361 | 811 | 23.0 | 4.10 | 214 | 657 |
110.0 | 3.79 | 3429 | 3611 |