Dzień 5: Skogadalsbøen – Øvre Årdal (24km)

Dzień 5: Skogadalsbøen – Øvre Årdal (24km)

Od razu na początek dnia spotykają nas niemiłe niespodzianki: suszarnia nie zadziałała w 100% i buty, zwłaszcza moje nadal są przemoknięte, ktoś w tych ciemnościach zabiera Krzyśka koszulkę, a mój repellent wycieka i wyżera całkiem spora dziurę w farbie podłogi przy naszym łóżku. Przemiła gospodyni przymyka jednak na to oko. W ogóle mamy problem z wyjściem ze Skogadalsboen. Miejsce jest chyba trochę magiczne i nie chce nas wypuścić, bo już z 500 metrów dalej mylimy ścieżki i stojąc prawie przy samym drogowskazie nie widzimy go zupełnie i idziemy w odwrotnym kierunku niż nasz cel, czyli Øvre Årdal. W końcu ścieżki odchodzą jednak od siebie na tyle daleko, że nasza lokalizacja wskazywana przez GPS względem planowanej trasy nie może już być tłumaczona niedokładnościami. Zawracamy. Na szczęście, nie musimy nadrabiać zbyt wiele drogi.

Pogoda znowu nas nie rozpieszcza. Mocno wieje, a deszcz to pada, to przestaje. Do pustego schroniska w Ingjerbu przechodzimy przez wzgórze Friken (1,250 m n.p.m.) – widoki fantastyczne, w oddali widzimy już majaczące wzgórza przy fjordzie w Øvre Årdal.

Zatrzymujemy się na chwilę przy schronisku położonym na płaskowyżu Vettismorki. Próba suszenia butów już po minucie kończy się ucieczką przed deszczem pod dach schroniska. Mijają nas dwie ekipy, które tak jak my schodzą ze Skogadalsboen.  Zbaczamy z głównej trasy, aby zaliczyć jeszcze fenomenalny Vettisfossen, jeden z największych wodospadów w Norwegii o ponad 275 metrowym spadku. Z Vettisfossen niestety musimy zejść bardzo stromym zboczem do Vetti Gard. Przez chwile nawet myślimy, że pomyliliśmy drogę (nie wspominając o pozostawionych na tej stromiźnie nartach biegowych), ale niestety okazuje się, ze trasa jest jak najbardziej właściwa. Nasze kolana wołają o pomoc, ale nie ma innej drogi w dół. Po godzinie zejścia przystajemy na chwile w Vetti Gard gdzie jemy miejscowe wafle (gofry) ze śmietaną i dżemem. Już wiemy że na autobus z Hjelle do Øvre Årdal już nie zdążymy, więc nie ma pośpiechu, zwłaszcza, że to już koniec naszego treku. Droga z Hjelle do Øvre Årdal jest już prosta i mało uciążliwa. Mimo tego widoki są nadal przepiękne, a kolejny wodospad – Hyljefossen – chłodzi nas swoją deszczową mgiełką.

W Hjelle kończy się nasza trasa. Ponieważ autobus nam ucieka wiec dalsza drogę musimy iść asfaltówką. Po 5 kilometrach docieramy na camping Utladalen, gdzie przez chwilę zastanawiamy się czy szukać B&B w mieście, czy zostać tutaj. Rano będziemy mieli dodatkowe 4 kilometry. Ostatecznie decydujemy się na namiot zwłaszcza, że cena za namiot (100NOK) versus hostel (850NOK) jest aż tak różna. Rozbijamy się pod drzewem dla ochrony przed deszczem razem z grupa motocyklistów ze Szwajcarii oraz wszędobylskimi Holendrami.

Camping jest całkiem dobrze wyposażony. Prysznic, suszarnia oraz jadalnia w rozstawionym specjalnie dla tego celu olbrzymim indiańskim tipi. Spisujemy wspomnienia, żegnamy się z Jotunheimen. Od jutra czeka nas trek w mieście.

Dzień szósty

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*