W trzy godziny na szczytach Beneluxu

W trzy godziny na szczytach Beneluxu

Wypad do Schwarzwaldu w Niemczech nie dostarczył nam niestety zbyt wielu wrażeń wspinaczkowych. Siedząc w restauracji orientalnej w Bazylei i kontemplując ostatnie kilometry naszego “prawie biegu” przez Czarny Las dochodzimy do wniosku, że czegoś nam jednak w tym tygodniu zabrakło. Czego? Jasne – kolejnej zdobyczy na naszej liście Korony Europy!

Zaczynamy od decyzji wejścia na Kneiff w Luksemburgu, ale po krótkim studiowaniu mapek na telefonie okazuje się, że wszystkie szczyty są w zasięgu 3 godzin podróży samochodem. Decydujemy się więc na “zaliczenie” wszystkich trzech szczytów w jednym dniu.

Sama podróż jest bez wielkiej historii. Szybkie śniadanie, łapiemy tramwaj na dworzec kolejowy. Później znów szybkie zakupy w sklepie dworcowym. Wiadomo co kupujemy. Szwajcarska czekolada jest wręcz legendarna więc nie ma co się zastanawiać. Krzysiek zaopatruje się aż w cztery tabliczki 🙂

W pociągu gramy w Magic the Gathering – karciankę, którą Krzysiek znał już od lat, a ja zacząłem trenować z moim synem Patrykiem po jego powrocie z wakacji w Polsce. Niestety kolejne dwie porażki mnie dobijają, i dochodzę do wniosku, że Krzysiek chyba jest nie do pokonania! Mało nie pomijamy naszej stacji końcowej w Offenburgu gdzie zostawiliśmy samochód. Całe szczęście wszystko jest w porządku. Nikt nie przebił nam opon więc czas rozpocząć polowanie na szczyty!

Autostrady w Niemczech w ciągłym remoncie więc w Holandii lądujemy dopiero około godziny piętnastej. Samo wzgórze Vaalserberg zaskakuje nas jednak pozytywnie. Na granicy w okolicy niemieckiego Akwizgranu zastajemy oprócz samego kamienia szczytowego pełno atrakcji dla dzieci: labirynt, wieżę widokową, plac zabaw z mini parkiem linowym, pełno małych i dużych restauracji i pomysłów na spędzenie kilku godzin w weekend. Warte polecenia na krótką wizytę rodzinną. Ciekawostką jest, że ulica ma nazwę czterech granic, a sam kamień szczytowy nazwany jest “miejscem trzech krajów”. Krótkie sprawdzenie w Wikipedii wyjaśnia dysonans. Przejściowym nieistniejącym już krajem było sporne terytorium Moresnet.

W Belgii spędzamy jeszcze mniej czasu. Na Signal de Botrange postawiono schody, żeby podnieść szczyt do poziomu 700 m.n.p.m. Jest zimno i zaczyna padać dość chłodny i rzęsisty deszcz. Na szczycie spędzamy kilka minut obserwując manewry myśliwców NATO, które z olbrzymim hukiem przelatują nam nad głowami. Zziębnięci motocykliści raczą się legendarnym belgijskim piwem w tawernie otwartej przy samej wieży, a my rozpoczynamy ostatni etap. Do Luksemburga!

Finisz w Luksemburgu na szczycie Kneiff nie rozczarowuje. Kamień oznaczający najwyższy punkt tego mini-kraju jest ledwo widoczny w trawie i chwastach prywatnego pola uprawnego. Poświęcamy dobrą chwile na jego odnalezienie wśród gęstwiny krzaków. Krótki postój na zdjęcia, ale nie ma czasu na podziwianie terenu bo zaczyna lać naprawdę mocno. Kończymy dzień w którym “zaliczyliśmy” 3 szczyty z Korony Europy. Zaliczyliśmy bo trudno nazwać zdobyciem wzniesień nie przekraczających 700 m.n.p.m.

A teraz mała fotorelacja z wyścigu po Koronę Beneluxu:

I na koniec macie poniżej mapki położenia najwyższych szczytów Beneluxu:

Holandia

Belgia

Luksemburg

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

*