Dzień bez większej historii. Do Brasova dostajemy się taksówką – ach, ta pierwsza wyprawa J Pół dnia poświęcamy na zwiedzanie miasta. Plączemy się po dobrze zachowanej części murów miejskich z basztami, wieżami i starymi kościołami. Oczywiście na liście punktów obowiązkowych znajduje się również Czarny Kościół, będący największym obiektem sakralnym w Rumunii. W XVII wieku kościół spłonął, dlatego jego elewacja ma czarny kolor.
Włóczymy się po okolicy, chłonąc klimat starego miasta i co jakiś czas robiąc przerwę na nasze odkrycie sezonu, czyli Radlera. Ostatecznie idziemy na stację kolejową i z zapasem Radlera wsiadamy do pociągu. Wysiadamy w miejscowości Victoria. Niestety, nasz autobus, na który przesiadamy się, dojeżdża tylko do miasteczka, więc do pensjonatu Floarea Reginei musimy dotrzeć na piechotę. Kolejne 5 kilometrów asfaltem. Na szczęście właścicielka pensjonatu lituje się nad nami i po około pół godziny oczekiwania zabiera nas nieco zaśmieconą Toyotą Rav 4 na miejsce. Czas oczekiwania na kolację zabijamy grą w tysiąca – dobrze, że mamy karty, choć na kolejne wycieczki będziemy brali jakieś lekkie karcianki. Jutro atak na najwyższy szczyt Rumunii 🙂